Szkoła Podstawowa w Spalonej

  • Kalendarium

    Środa, 2024-04-24

    Imieniny: Bony, Horacji

  • Statystyki

    • Odwiedziny: 4221247
    • Do końca roku: 251 dni
    • Do wakacji: 58 dni

rozdział II

Rozdział 2

            Mój dom, jeśli mogę to tak nazwać, nie jest oddalony od szpitala nie wiadomo jak wiele kilometrów. Kilka skrzyżowań dalej i jesteśmy na miejscu. Wysiadam z samochodu i kieruję się do drzwi dużego budynku. Zatrzymuję się na chwilę przed wejściem, czekam na Alison.
            - Zaraz wracam, pójdę do kiosku po gazety - powiedziała głośno stojąc przed ogrodzeniem.
            Pokiwałam jedynie głową i nacisnęłam klamkę. Moim oczom ukazał się doskonale znany hol, na którego końcu znajdują się duże, drewniane schody prowadzące na następne piętra.
            Po cichu staram się iść do przodu, aby nie zdradzić, że już wróciłam. W środy do piętnastej dyżur ma bardzo niemiła, starsza opiekunka Marlene. Nikt nie chce jej podpaść, ale osobiście uważam, że ona jest na swój sposób całkiem w porządku. Przynajmniej nie to, co ta cała banda dzieciaków krzycząca i rozrzucająca zabawki po całym korytarzu - uroki Domu Dziecka.
            Myśląc o tym wszystkim co mnie tutaj otacza dotarłam do mojego własnego pokoju. Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam z nocnej szafki laptopa. Dostałam ten sprzęt na dziesiąte urodziny od moich rodziców i za nic bym go nie oddała. Kiedy po dziesięciu minutach w końcu się włączył, wpisałam w wyszukiwarkę hasło "białaczka". Moim oczom ukazało się dużo niezrozumiałych wyjaśnień i medycznych określeń. Nic normalnego dla dziewczyny, która jest słaba z biologii. Dopisałam kolejne słowa, ale nadal nie było to to, czego chciałam. Nagle do pokoju wpadła Alison, a ja nerwowo zamknęłam laptopa.
            - Spodziewałam się, że nie przyjdziesz na śniadanie -  uśmiechnęła się i podała mi talerz z kanapkami. Odłożyłam naczynie na szafkę i odwzajemniłam uśmiech.
            - Jak nie będziesz nic jadła to będzie jeszcze gorzej. I tak od czasu tych cotygodniowych badań jesz jakoś mniej. Mizerniejesz w oczach - powiedziała z troską i usiadła obok mnie.
            Spojrzałam na nią zdziwiona. Nie zauważyłam, żeby coś zmieniło się w moim sposobie odżywiania. Charakter - tak, zachowanie - tak, ale jedzenie...
            - Ty nie masz przypadkiem depresji? Albo coś w tym stylu? - zapytała.
Wystraszyłam się na to pytanie. Prawda jest taka, że jestem trochę inna niż wcześniej, ale to nie na pewno nie jest depresja. Dwa pokoje dalej mieszka jedyny chłopak w moim wieku, a raczej rok starszy. Ma od kilku miesięcy depresję, rzadko kiedy go widać na korytarzu, jeszcze rzadziej na stołówce. Raz w tygodniu przychodzi do niego jakiś psycholog. Z tego chłopaka został prawie że wrak.
            - Alison, zapewniam cię, że nie mam depresji. Doskonale wiesz, że te badania są męczące- odpowiedziałam starając się brzmieć jak najpewniej.
            - Masz rację, dramatyzuję- powiedziała żartobliwie, wstała i podeszła do drzwi.
            - Ale talerz zniesiesz na dół sama.- Posłała mi jeszcze jeden uśmiech i wyszła. A ja wróciłam do poszukiwań jednocześnie jedząc kanapkę.
            Białaczka może doprowadzić do śmierci, pomyślałam czytając kolejny artykuł o tej przypadłości. Nie chciałam umierać. Miałam tyle planów na przyszłość. Starając się odrzucić te koszmarne myśli wzięłam talerzyk i zeszłam po schodach na dół, do stołówki. Pomieszczenie nie było duże. Dwa podłużne stoły i kilka mniejszych stolików zajmowały większość miejsca. Ze stołówki było przejście do kuchni, gdzie znajdowała się zmywarka. Zostawiłam w niej talerzyk i wyszłam z pomieszczenia. W przejściu zderzyłam się z jakąś dziewczynką.
            - Przepraszam - powiedziała nieśmiało sześciolatka.
            Uśmiechnęłam się na znak, że nic się nie stało i chciałam pójść dalej, ale dziewczynka mnie zatrzymała.
            - Co ci się stało? - spytała śmielej wskazując na moją rękę.
            Nie wiedziałam jak jej to powiedzieć. Stwierdzenie, że wbito mi igłę w żyłę byłoby dla dziecka nieco okropne.
            - Miałam badania i taka pani mi dała zastrzyk - starałam się wybrnąć z tej sytuacji.
Dziewczynka popatrzyła na mnie ze smutkiem.
            - Bolało? - zapytała.
            - Nie, nie bolało - skłamałam. - Ja już pójdę, dobrze?
            Dziewczynka przytaknęła i poszła do kuchni. Wolna od kolejnych pytań wróciłam do pokoju. Otworzyłam laptop i kliknęłam w przypadkową stronę. Duży napis "SEN" pojawił się na ekranie. Zjechałam nieco na dół i przeczytałam opis. Organizacja zajmowała się trudnymi, śmiertelnymi chorobami w tym białaczką. Kilka postów z wypowiedziami niejakiej dr. Flores zajmowało główną stronę. Sposób ich leczenia był niesamowity. Usypiali chorego i wybudzali kiedy choroba przestała zagrażać. O dziwo nie było na razie nikogo wyleczonego. Nikt nie chciał zaryzykować. Od razu podjęłam decyzję. Napisałam do nich. Powinnam powiedzieć o tym Alison, ale wiedziałam, że będzie przeciwna temu uśpieniu. Dowie się w swoim czasie, pomyślałam. Następnego dnia nie szłam do szkoły. Moja opiekunka pozwoliła mi zostać w domu do końca tygodnia. Wszystko tłumaczyła stwierdzeniem: "Wiadomość o ciężkiej chorobie bywa trudna". Wstając o dziesiątej rano na mojej szafce nocnej zauważyłam list. Otworzyłam kopertę i na wstępie rzuciła mi się w oczy czerwona pieczęć z napisem "SEN - Dr Flores". Zgodzili się. Musiałam wysłać do nich moje dane osobowe, informacje o mojej chorobie oraz zgodę opiekuna. Czas na rozmowę przyszedł szybciej niż chciałam. Wybiegłam z pokoju wprost do drzwi pomieszczenia, w którym siedzą opiekunki.             Zapukałam i powoli otworzyłam drzwi.

            - Alison, musimy pogadać - powiedziałam stanowczo już na początku.
            Kobieta siedziała przy stoliku popijając poranną herbatę. Usiadłam na krześle obok i wzięłam głęboki oddech.
            - Co się stało? - spytała zaskoczona moim przyjściem.
            - Znalazłam pewną organizację medyczną. Dzięki nim mogłabym wyzdrowieć - zaczęłam.
            - Oh, Kate. Rozumiem, że to poważna sprawa. Choroba i w ogóle, ale... Skąd pewność, że się zgodzą? - Kobieta miała spore problemy z tymi kilkoma zdaniami.
Dla wyjaśnień podałam jej list. Alison wzięła go niepewnie i zaczęła czytać. Z każdą linijką jej wyraz twarzy zmieniał się na coraz to inny.
            - Potrzebna ci moja zgoda? - spytała a ja tylko przytaknęłam. - Powinnam się zgodzić, ale nie potrafię.
            Spojrzałam na nią ze smutkiem.
            - Proszę... To może jest jedyna szansa abym miała normalne życie - próbowałam przekonać swoją opiekunkę.
            - Zgoda. Pod jednym warunkiem - odparła kobieta.
            - Dla ciebie wszystko! - krzyknęłam ze szczęścia.
            - Obiecaj mi, że spotkamy się po zabiegu całe i zdrowe - uśmiechnęła się.
            - Obiecuję, a teraz podpisuj - podałam jej dokument.
            Alison wzięła długopis i z drżącą ręką złożyła podpis w dwóch miejscach. Wiedziałam, że się boi o mnie. Intuicja jednak podpowiadała mi, że wszystko będzie w porządku.