Szkoła Podstawowa w Spalonej

  • Kalendarium

    Czwartek, 2024-03-28

    Imieniny: Anieli, Kasrota

  • Statystyki

    • Odwiedziny: 4144214
    • Do końca roku: 278 dni
    • Do wakacji: 85 dni

rozdział IV

Rozdział 4

Zgadzam się na wszystko, tylko mnie wyleczcie.

70 lat później

            Moje oczy ogarnęło światło porannego słońca. Promienie delikatnie muskały moją jasną skórę. Połowa ciała była sparaliżowana, nie mogłam się poruszyć. Czułam nacisk jakiejś ciężkiej rzeczy na mojej klatce piersiowej. Bezskutecznie starałam się wydostać spod ciężaru tej wielkiej bryły - lub czymkolwiek to było. Powoli czułam, że coś jest nie tak. Zaczęłam tracić panowanie nad całym moim ciałem. Moje oczy zaczęły się powoli zamykać. W ostatnim momencie poczułam intensywne szarpnięcie, jakby ktoś próbował mnie uwolnić spod tego okropnego ciężaru. Odzyskiwałam powoli świadomość...
            - Halo? - wyjąkałam. Odpowiedział mi dźwięk poruszających się kamieni.
            - Nie ruszaj się, zaraz cię wyciągniemy. Bez paniki, dobrze? Wszystko jest pod kontrolą - rzekł mężczyzna o twardym głosie. Usiłowałam zobaczyć, kim jest ten człowiek, lecz kilka rzeczy mi nie pozwalało. Po chwili zorientowałam się, że mężczyzna jest ze straży pożarnej - zdziwiło mnie to trochę. Co tu się wydarzyło?
            Gdy akcja dobiegła końca, straż zaniosła mnie w miejsce, gdzie było bezpieczniej.
            Gdzie ja jestem? Co tu się wydarzyło? - zadałam dość cicho pytania, na które nie dostałam żadnej odpowiedzi. Gdzie jest Alison? Co z moją chorobą, czy wszystko poszło pomyślnie? W mojej głowie rodziły się różne pytania, na które chciałam w końcu dostać odpowiedź. Po chwili podszedł do mnie starszy mężczyzna, który jak widać był strażakiem.
            - Ile pani ma lat, jak się pani nazywa, miejsce zamieszkania? Pamięta pani? - zapytał.
            - Kate, 16. Mieszkam w domu dziecka... - po chwili podałam pełny adres, który o dziwo pamiętałam. - Co tu się wydarzyło?
            - Cóż, z niewiadomych przyczyn rozpętał się tu pożar. Nikt nie wie czy ktoś podpalił ten budynek, kto w ogóle za tym stoi - notował informacje zdobyte ode mnie. Z każdym jego słowem zdawałam się być coraz bardziej przerażona. - Ale nie martw się, już po wszystkim. Całe szczęście, niecały budynek spłonął. Część się zawaliła. No cóż, tak to się dzieje. Słabe budownictwo daje się we znaki - zaczął narzekać. - Nieważne. Odprowadzę cię do domu dziecka, tam się tobą zaopiekują. Mam nadzieję.

~~

            Po dotarciu na miejsce starszy mężczyzna pożegnał się ze mną. Dzielnica była bardzo zniszczona - Co mnie bardzo zaskoczyło. - Jeszcze niedawno te domy były dosłownie "lśniące", a teraz?  Połowa budynków została wyburzona. Teraz nie chciałam wiedzieć dlaczego tak jest, chciałam jak najszybciej znaleźć Alison. Stałam teraz przed niegdyś nawet zadbanym, nowoczesnym budynkiem. Teraz była to zwykła ruina. Mech, który gdzieniegdzie porastał dom, poszarzałe ściany, skrzypiące drzwi...
            Weszłam do środka bez pukania, w końcu nie spodziewam się tu jakiejś wielkiej publiczności. W powietrzu unosił się zapach świeżo malowanych ścian. Weszłam po schodach na górę. Przez drzwi widziałam dosyć niską sylwetkę kobiety. Tak bardzo pragnęłam przytulić się do Alison.
            - Alison?! - krzyknęłam wparowując do pomieszczenia. Moim oczom ukazała się drobna kobieta, która na oko miała 20, może 30 lat. - Przepraszam... - wydukałam - Pomyślałam, że znajdę tu moją opiekunkę, jednak jak widać myliłam się. Ja już pójdę - Nagle poczułam jak coś ścisnęło za moje serce. Gdzie ona jest? 0
            - Nic się nie stało. Jestem Annabel, wnuczka Alison - kobieta podała mi rękę. Uścisnęłam jej dłoń.
            - Miło mi, Kate. Szukam Alison... Zaraz! Ona miała dzieci!? Nic mi o tym nie mówiła... Tęsknię za nią, muszę jak najszybciej ją zobaczyć!
            Młoda kobieta straciła swój uśmiech. Teraz jej twarz była naprawdę przygnębiona - Przykro mi... - rzekła
            Usłyszałam tupot nóg z dolnej części domu. Do pokoju wbiegł mężczyzna o dosyć zabawnym ubiorze
            - Annabel, mam tu wiadomość od burmistrza. On chce zburzyć ten dom, ale my nie możemy na to pozwolić. To zabytek! - mężczyzna wydawał się być naburmuszony, co wyglądało dość zabawnie przy jego niezgrabnościach. -  Witam - ukłonił się i uścisnął moją rękę, po czym wyszedł w pośpiechu. Wyglądał, jakby miał jeszcze kilka spraw do załatwienia.
            - Ja już naprawdę muszę iść - rzekłam, kierując się do drzwi. - Do zobaczenia.
            - Poczekaj! - krzyknęła zdenerwowana kobieta - Alison... Ona nie żyje... - wyjąkała.
            Słowa, które wypowiedziała dotarły do mnie dopiero po kilkunastu sekundach. Gdy już uświadomiłam sobie co one znaczyły, coś we mnie pękło. Alison od zawsze była dla mnie jak matka. Opiekowała się mną, gdy tego potrzebowałam, była przy mnie od momentu, w którym pierwszy raz przekroczyłam progi tego budynku. Wiem, że byłaby w stanie nawet poświęcić swoje życie, mimo, że tego nie okazywała.
            - Ale to... Ale to nie jest możliwe! Jak? Który mamy rok? - wyjęczałam naprawdę przejęta faktem, że straciłam moją opiekunkę.
            - Jest rok 2086 - odpowiedziała Annabel wyraźnie zmieszana faktem, że nie znam aktualnej daty - Ale dlaczego pytasz? Dlaczego pytasz o Alison?
            Odpowiedź kobiety zaskoczyła mnie. Rok 2086? Miałam wybudzić się po kilku latach. W życiu bym nie pomyślała, że minie 70 lat. Pozostaje jeszcze pytanie, co z moją chorobą. Czy wszystko przebiegło pomyślnie? W mojej głowie pojawiały się kolejne pytania
            - Alison była moją opiekunką, a ja jestem sierotą, która niegdyś mieszkała w tym domu... Gdy byłam małą dziewczynką, moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Był to dla mnie dość duży wstrząs, ale po wszystkim zyskałam opiekunkę, która miała wziąć mnie pod swoje skrzydła. Byłyśmy jak siostry, ale niestety, już tak nie jest. Nie wiem co dalej zrobić ze swoim życiem - w tym momencie poczułam, że w pomieszczeniu zrobiło się jakby chłodniej. Niepokoiłam się coraz bardziej z każdą chwilą, bałam się co będzie dalej. - Pewnego dnia dowiedziałam się o mojej ciężkiej, nieuleczalnej chorobie. Zaryzykowałam i zdecydowałam się na eksperymentalny zabieg, który miał na celu zamrozić moje ciało na kilka lat, a następnie wybudzić, gdy choroba przestanie być groźna. Z tego co teraz wiem, minęło 70 lat, a nie kilka. Budynek, w którym podjęłam się operacji został częściowo zniszczony... Teraz zadaję sobie tylko jedno pytanie. Co dalej?
            Młoda kobieta wyraźnie zafascynowana historią mojego życia, zaproponowała, że pozna mnie z kimś, kto pomoże poznać mi świat na nowo. Annabel jest opiekunką tej osoby i bardzo się o nią troszczy.
            - Pomogę ci - kobieta uśmiechnęła się szeroko, wydawało się jakby była naprawdę przejęta moją sytuacją. Podobało mi się to, że ktoś chce się mną zająć - Jutro zaprowadzę cię do niej. Tymczasem musimy ci załatwić jakiś nocleg, jasne? Powinnaś być wypoczęta, za dużo wrażeń jak na jeden dzień - uśmiechnęła się ponownie.
            - Pewnie - odwzajemniłam uśmiech, który tak naprawdę nie był szczery, ponieważ w głębi serca czułam pustkę. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że Alison już przy mnie nie będzie, jednak miałam nadzieję, że moje życie w dalszej części nabierze barw. Musiałam w końcu zacząć żyć!